środa, 15 kwietnia 2015

Kurs z Maxineczką w ProMake Up Academy

Większość z Was wie, że 27 kwietnia byłam na kursie z Joanną Ferdynus-Gołuszko (czyli znana większości Maxineczka z YouTube) w ProMake Up Academy w Warszawie. Byłam bardzo podekscytowana. Do tego stopnia, że obudziałam się przed budzikiem. Oczywiście makijaż wykonałam sobie baaardzo staranie i pojechałam do akademii. Byłam jako pierwsza (wiadomo!). No i usłyszałam ten głos, tak dobrze mi znany i od razu poczułam jak mi serce zaczęło walić. Momentalnie wyskoczył mi banan na twarzy, który nie schodził mi przez pierwsze 40min.



Kurs miał bardzo duże plusy i bardzo duże minusy.
Plusy:
-było bardzo dużo teorii
-Maxienczka przedstwiła na naszych oczach makijaż w stylu Victoria's Secret i wieczorowy
-odpowiedziała na wszystkie nasze pytania
-wszystko odbywało się w bardzo dobrych warunkach (mam na myśli przestrzeń, światło itp.)

Minusy:
-w cenie był poczęstunek i byłam pewna, że nie umrę z głodu przez 8h bo będą jakieś kanapki czy coś, a to były napoje i patera ze słodyczami (wróciłam do domu o 20 padając z głodu).
-Trzecia część kursu polegała na dobraniu się w pary i w przeciągu 1h i 10-20min wykonaniu na sobie nawzajem makijażu.
-Kazano nam zabrać tylko swoje pędzle, bo kosmetyki już mają. A kosmetyki to była szafka, w której mało co było faktycznie dobre. Mały wybór podkładów, pozasychane eyelinery, którymi nie dało się narysować kreski. Nie wspomnę o powykańczanych korektorach.

Zdjęcia, które na facebooku opublikowała Maxineczka. Makijaż Victoria's Secret zrobiony przez Maxi.

Makijaż wieczorowy również zrobiony przez Maxi.

Podsumowując kurs:
Jestem bardzo zadowolona i zapamiętam kurs na długo. To było super doświadczenie. Nie jestem tylko zadowolona z tego, że nawet nie mogłam poćwiczyć na kursie bo nie miałam czasu (bo w sumie zostało mi pół godziny na makijaż, po tym jak koleżanka z pary robiła mi przez 40min no makeup makeup) i nie miałam czym go zrobić. Ale jestem szczęśliwa, że miała okazję widzieć samą Maxineczkę w akcji no i dostać certyfikat, który na pewno szerzej otworzy mi drzwi by pracować np. w Sephora :D I tak przy okazji. Niech ktoś spojrzy na powyższe zdjęcia i niech mi powie, że twarz to nie płótno! :D

Jakby ktoś był zainteresowany kuresem to link tutaj

piątek, 2 stycznia 2015

Jak czytać składniki kosmetyków? Na co zwracać uwagę? Czego unikać w kosmetykach?

Jak czytać składniki kosmetyków? Na co zwracać uwagę i czego unikać kupując kosmetytki? Krótko i na temat. Po pierwsze, jeżeli nie chce Wam się zapamiętywać wszystkich paskudnie pokręconych nazw, to warto pamiętac, że im krótsza lista składników tym bezpieczniejszy kosmetyk. Ale jeżeli chcecie wiedzieć trochę więcej i przyswoić tą wiedzę poprzez łatwy tekst to czytajcie dalej! :D

Szkoda, że te rameczki są takie cienkie , no ale trudno. Łatwo się domyśleć, że na czerwono jest to czego być nie powinno. Na zdjęciu jest lista składników maski z zieloną glinką firmy "Ziaja"!!! Zapamiętajcie to!
A teraz nieporządane składniki:
1. syntetyczne konserwanty- gdy są tylko naturalne konserwanty to kosmetyk prawdopodobnie przeterminuje się po 3 miesiącach, ale są syntetyczne konserwanty, które zabiją grzybki i bakterie na kolejne np. trzy lata po utworzeniu kosmetyku. Są nimi przede wszystkim parabeny, czyli konserwanty, które łatwo przebijają się przez naszą skórkę szczególnie w okolicach pachwin, klatki piersiowej oraz szyi. Buthyloparaben działa u mężczyzn feminizująco ;) Na etykietach będą pod nazwą: Methylparaben, Ethylparaben, propylparaben, bythylparaben, izobuthylparaben, benzylparaben, isopropylparaben, butylparaben
2. Parafina- parafina jest pochodną ropy naftowej. Blokuje skórę przed oddychaniem i odkłada się w wątrobie, węzłach chłonnych i nerkach. Na etykietach znajdziecie ją jako: Paraffinum Liquidum, Paraffin, Synthetic Wax, Isoparaffin, Paraffin Oil 
3. Oleje sylikonowe- najczęśćiej w bazach pod makijaż i podkładach. Odkładają się w naszym ciele, ponieważ nie są przyswajalne przez nasz organizm. na etykietach jako: dimethicone 350, …siloxane, …silanol, methyl silicone4. Oleje mineralne- są całkowicie obce dla naszego organizmu i nie potrafimy ich rozłożyć, ani wydalić, ani cokolwiek. Jeżeli są w naszym kosmetyku, którego użyjemy to zadomowią się u nas na zawsze. Odłożą się w wątrobie, nerkach lub węzłach chłonnych i tam już zostaną. Jeżeli wielokrotnie używacie pomadki, błyszczyka lub balsamu, który zawiera taki olej, to możecie przekroczyć możliwą dzienną dawkę.
5. SLS (Sodium Lauryl Sulfate)- detergenty, które są stosowane np. w proszkach do prania. Mają właściwości pieniące się. Wyobrażacie sobie, że ktoś do Waszego np. żelu do twarzy pakuje coś, co może wysuszać skórę, alergizować i jest też w proszku do prania? Pamiętajcie, że jezeli coś słabo się pieni to ma lepszy skład. Przy wyborze żelu pod prysznic nie sugerujcie się tym, że jak się myjecie np. Original Source przy użyciu dłoni to się nie pieni, a jak weźmiecie inny to czujecie, że bród złazi. Kupcie gąbkę. Niedość, że dokładniej się umyjecie, to każdy żel się super spieni.
6. PEG- zwiększa lepkość kosmetyku. Przy jego produkcji używany jest rakotwórczy gaz. Uszkadza strukturę genetyczną komórek. Łatwo się przedostaje przez skórę w połączeniu z substancjami zapachowymi. Na etykiecie jako: wszystko z przedsrostkiem PEG i PPG oraz końcówką -eth: Acrylates/Steareth-20 Methacrylate Copolymer, Aluminium Chlorochydrate, Aluminium Chlorochydrex, Ammonium Laureth Sulfate, Ceteareth, Ceteth-1, -20, Disodium Laureth Sulfosuccinate, Glycereth-7, Glycereth-7 Benzoate, Glycereth-5 Lactate itp.., Laureth-2, -3, -4, -7, itp., Lauryl Methyl Gluceth-10 Hydroxypropyldimonium Chloride, Magnesium Laureth Sulfate, Magnesium Laureth-8 Sulfate, Magnesium Oleth Sulfate, Methyl Gluceth-10 i -20, Myreth-4, Myreth-3 Myristate, Oleth-4, Oleth-3 Phosphate, Poloxamer 124, 184, 188, 407, Poloxamine, Sodium Myreth Sulfate, Steareth-2, -21 i inne liczby, Trideceth-12 i inne liczby, Triceteareth-4 Phosphate, Trilaureth-4 Phosphate7. Glikole propynelowe- stosowane jako rozpuszczalnik. Wysuszają skórę i podrażniają gruczoły łojowe. Na etykiecie jako: Propylene Glycol, PG, Xylene Glycol8. Syntetyczne barwniki- chyba nie muszę tłumaczyć. Na etykiecie jako wszystko z przedrostkiem CI.

Na zielono, ( a jest to niestety jedna pozycja) zaznaczyłam naturalny konserwant. Są one bezpieczne dla naszego organizmu. W kosmetykach naturalnych jest ich więcej. Takie konserwanty na etykietach znajdziemy jako: sodium benzoate, potassium sorbate, citric acid, benzyl alcohol, salicylic acid, sorbic acid, dehydroaceti acid. 

Warte naszej uwagi są kosmetyki marek: Clochee, Love Me Green, Tołpa, Neutral, EOS, Orientana, Lavera, Stara Mydlarnia Eco, Pat&Rub, czy inne kosmetyki posiadające certyfikat Ecocert. Osobiście polecam kupowanie kosmetyków polskich marek, aby wspierać polską gospodarkę! ;)


Teraz ja Wam mogę ględzić, żebyście nie kupowali kosmetyków Ziai bo ma straszny skład, który widzieliście na pierwszym zdjęciu, ale to nie jest tak. Na tym zdjęciu jest skład szamponu z Neutral. Na drugim miejscu jest SLS, a to oznacza, że zaraz po wodzie, jego jest najwięcej. A jednak jest kosmetykiem bezpiecznym. Nie można popadać w paranoję. Musimy też pamiętać o tym, że generacja syntetycznych konserwantów jest na bieżąco zwiększana. Aktualnie są już w użyciu PEGi i parabeny, które ulegają odparowaniu tuż po aplikacji kosmetyku, dzięki czemu nie mają szans wchłonąć się przez skórę. Wypośrodkujcie sobie mądrze użycie kosmetyków naturalnych i średniej jakości drogeryjnych, a to już będzie wielkim wielkim sukcesem! Mam nadzieję, że rozjaśniłam Wam ten trudny temat.



Wiedzę wspierałam o stronę chlochee.

sobota, 30 sierpnia 2014

Paznokcie

Paznokcie były bardzo obszernym dla mnie tematem. Ale były! Teraz ten temat jest już klarowny i sprecyzowany.

Jak było:
Było tak, że zawsze miałam krótkie paznokcie bo się rozdwajały. Problem w tym, że nawet jak były bardzo krótkie (tak krótkie, że białej końcówki nie było) to i tak się rozdwajały do połowy płytki. Bardzo ubolewałam, a czekanie na to, aż płytka się odbuduje było bez sensu bo w tym czasie inny się rozdwajał. Jak już przyszedł ten wyjątkowo rzadki moment, (czyli posiadanie wszystkich paznokci zdrowych i nie rozdwojonych) to je malowałam. Najpierw odchylałam skórki, moczyłam w gorącej wodzie z mydłem, wyrywałam je (bo tego nie można było nazwać wycinaniem biorąc pod uwagę moje tępe cążki), piłowałam i malowałam. W tym roku przed feriami był ten cudowny moment, w którym wszystkie paznokcie znów były idealne. Postanowiłam, że zrobię sobie małą-wielką przyjemność i pójdę po raz pierwszy do kosmetyczki. Zażyczyłam sobie hybrydowy french. Po dwóch tygodniach poszłam zmyć hybrydę i taka szczęśliwa, że ciągle są w świetnym stanie wróciłam do domu. Kolejnego dnia, wstaję i masakra! Nawet paznokieć na serdecznym palcu był rozdwojony, a to się prawie nie zdarza. Od tamtej pory, pół roku ciężko "rozkminiałam" jak przywrócić im dawną kondycję sprzed hybrydy.

Jak jest:
Moje paznokcie teraz są już praktycznie ciągle tak długie jak na zdjęciu. Jeśli się rozdwoją, (co się im wciąż zdarza, ale o wiele rzadziej) to na białej końcówce. Odkryłam, że nie ma sensu wycinać skórek, bo robię to przez pół godziny, a powinnam powtarzać raz w tygodniu.


Teraz moja pielęgnację paznokci bazuję przede wszystkim na nawilżaniu. Bardzo często nawilżam skórki i paznokieć. Krok po kroku- wygląda to tak:
1. To tym sztyftem nawilżam skórki. Jest to olejek z migdałów z The Body Shop przeznaczony do skórek i paznokci. Często też odchylam skórki jego gumową i szeroką końcówką, którą zaznaczyłam kółeczkiem.
2. Następnie nadaje im kształt pilniczkiem, który nazywa się diamentowym, firmy Bio-h-tin. Nie można go kupić w Polsce stacjonarnie. Ja kupiłam go na stronie internetowej polskiej apteki. Niestety nie mogę znaleźć tej strony teraz, dlatego link do niemieckiej wstawiam tutaj. Jest to pilniczek, który się nie zdziera i jeśli go nie zbijecie, może Wam służyć do końca życia. ;) Jeśli jednak nie odpowiada Wam taka opcja wybierzcie szklany lub papierowy.
3. Poleruję paznokcie mniej więcej raz w miesiącu. Jeśli jednak któryś mi się rozdwoi to staram się spiłować większość tej rozdwojonej płytki. Wówczas na prawdę szybko wróci do normalnej kondycji.
4. Jeśli chcę mieć paznokcie bez żadnego lakieru czy odżywki to zostawiam je w tym momencie. Jeśli nie, to decyduję się na odżywkę Eveline 8 w 1 szwajcarska formuła. Cieszy się ona dużą popularnością! Może dlatego, że jest po prostu skuteczna? Pamiętajcie, że jeśli jej używacie to przez 4 dni nakładacie po jednej cienkiej warstwie i po 4 dniach zmywacie odżywkę.
5. Czasem decyduję się na lakier. Kupiłam kilka tygodni temu lakier essie stacjonarnie w Poznaniu w super-pharm. Gdy pierwszy raz malowałam nim paznokcie to jeden z nich był rozdwojony i u końca osłabiony. Nie mogąc się powstrzymać pomalowałam paznokcie mimo wszystko. Po 5 dniach zmyłam, a paznokcie były w świetnej kondycji. Nawet ten wcześniej rozdwojony! Otóż lakiery tej firmy zawierają w sobie odżywcze olejki i keratynę, która jest pochodną witaminy E. Niestety zdjęcie totalnie nie odzwierciedla ich prawdziwego koloru. Beżowy to "sand-tropez", a szaro-niebieski "cocktail bling".

Do zapamiętania:
-jeśli smarujecie dłonie kremem to wsmarujcie trochę w skórki
-warto czasem pomoczyć paznokcie w ciepłej oliwie z oliwek
-jeśli decydujecie się na wycięcie skórek kupcie dobre i ostre cążki
-paznokcie to Wasza wizytówka, więc nie pstrykajcie nimi, nie uderzajcie i nie pukajcie!

sobota, 24 maja 2014

Włosy

Od razu, gdy zakładałam tego bloga, myślałam o tym poście. Dlaczego? A dlatego, że muszę Was uświadomić o kilku bardzo bardziście ważnych sprawach! Ale to za chwilkę. Na początku opowiem Wam o moich włosach. Pewnie patrząc na zdjęcie obok, myślicie sobie "Jeju, jakie długie, jakie piękne", albo coś takiego. Bez krzty narcyzmu, przyznaję, że włosy naprawdę mam wyjątkowe. Teraz pewnie myślicie "czego ona na te włosy używa?". I za nim zacznę cokolwiek pisać o tym co używam to weźcie poprawkę na to:

-mam zdrowe, błyszczące i miękkie włosy w genach. Wszyscy w mojej rodzinie, a szczególnie ze strony mamy, mają podobne (tylko ja mam najdłuższe)
-mam takie proste włosy naturalnie, nigdy ich nie prostuję
-długoo walczyłam zanim ogarnęłam czego tak naprawdę moje włosy chcą. A uwierzcie mi, że kilka problemów miałam.

To było tak. W klasie 6 podstawówki, miałam paskudnie rozdwojone i zniszczone włosy i w sumie do tej pory nie wiem od czego. Nie potrafiłam ich ani dobrze umyć, ani dobrze spłukać. Mama mnie zaprowadziła do fryzjera i nie było stamtąd ucieczki. Ciachnęli moje lekko wystające poza ramiona włosy, aż do uszu. Miałam na głowie słodziaśną miseczkę i wyglądałam bardzoo infantylnie. Z taką też fryzurką wybrałam się do gimnazjum. Wtedy przyrzekłam sobie, że ich nie zetnę dopóki nie dosięgnął fiszbin. Owszem raz na jakiś czas szłam podciąć dwa lub trzy centymetry, ale nic poza tym. Na przełomie drugiej i trzeciej klasy zaczęły mi przeszkadzać "strąki", które nagminnie powstawały z moich szybko przetłuszczających się włosów. Długo kombinowałam, aż w końcu odkryłam razem z moją wspaniałą mamą (bez której do tego bym nie doszła), że włosy są mocno obciążone. Kupiłam szampon, który ma napisane DO CODZIENNEJ PIELĘGNACJI i udało się. Odżywkę zaczęłam stosować na mniej więcej 10 cm długości od końcówek w górę. Jeśli położycie ją od nasady szybciej będą się przetłuszczały.


Później walczyłam o to, żeby nie były oklapniętę, ale sposób na to znalazłam niedawno. Tym sposobem moje włoski są już długie i ładne. Czekałam na nie, aż do trzeciej klasy, ale warto było!

No to teraz opowiem, co z tymi włosami robię.



Na zdjęciu macie trzy szampony, a ostania mała tubka to odżywka-maska z tołpy. Pierwszy butelka od lewej to szampon firmy Biovax. jest fajny, bo zawiera mnóstwo olejów. Nie jest do codziennej pielęgnacji bo jest mocno odżywczy. Na dłuższą metę obciążał by włosy. Trzeba przy nim zwrócić uwagę by porządnie spłukać. Kolejna butla to szampon VitalDerm z olejem arganowym. Tego natomiast możemy używać codziennie, bo lekką konsystencję, ładnie się spłukuje no i w ogóle jest OK! Z tym, że trzeba umyć nim włosy dwa razy, bo za pierwszym nie pieni się zbyt dobrze. No i ostatnia butelka to z pewnością znane Wam Timotei z różą z Jerycha. Nigdy nie miałam lepszego szamponu. Ten ze zdjęcia to akurat nie jest mój ulubiony, bo najbardziej lubię ten z takim dużym napisem 0% parabenów, silikonów itd. Ten zielony też jest ok, jak każdy z tej serii, ale ten przezroczysty jest zdecydowanie najlepszy. Wstawię go na facebook'u jak go kupię. Tubka z tołpy to nawilżająca maska-odżywka zwiększająca objętość. Jest po prostu suuuuper! Moja mama twierdzi, że jej obciąża włosy, ale na moje jest świetna. Włosy dzięki niej nie zlepiają się w stronki i są takie... takie sypkie. Wiecie o co mi chodzi ;) Jej minusem jest to, że to jedyna pojemność. Nie ma w większych butelkach. Kolejna odżywka z timotei też jest super. Jak najbardziej nadaje się do codziennej pielęgnacji. Musiałam na nią poświęcić oddzielne zdjęcie ponieważ już została tylko końcóweczka i nie chce sama stać. Pięknie pachnie i super nawilża. Jej zapach kojarzy mi się z przedszkolem nie do końca wiem dla czego.



Włosy rozczesuję szczotką Tangle Teezer, ale opowiem o niej więcej w następnym poście.


Gdy już umyję włosy (oczywiście dwa razy i odżywka na same końcówki) i osuszę je ręcznikiem, rozczesuję je i spryskuję dość porządnie odżywką w spray'u z Aussie. Bałam się jej kupić bo kosztuje 20 zł, i nigdy wcześniej nie używałam kosmetyków tej firmy, ale miałam jakieś przeczucie, że to będzie to. Miałam rację, to był strzał w dziesiątkę! Włosy pięknie się podnoszą i pachną do końca dnia.. Inwestycja bardzo korzystna! :D Później na końcówki stosuję spray z Marion. Ma on za zadanie chronić nasze włosy przed wysoką temperaturą. Ja nigdy nie rezygnuję z suszarki i nigdy tego nie zrobię. Kolejny spray (niebieski) z Toni&Guy z solą morską jest bardzo często opisywany przez blogerki. Piszą, że jest super, bo nadaje ładnych fal, utrzymuje artystyczny nieład itd. itp. Koniecznie chciałam na ten temat mieć własną opinię i kupiłam malutką buteleczkę. Został on przeznaczony na pewno nie dla włosów takich jak moje. One są bardzo proste, a taki spray tylko sprawił, że nie były już takie mięciutkie, jak normalnie są. To mnie wkurzyło i już go nie używam. Jestem pewna, że sprawdzi się świetnie u dziewczyn z kręconymi włosami lub lekkimi falami. (Marysia jeśli to czytasz, to pewnie Ci go oddam). Moja przyjaciółka Marysia ma piękne kręcone włosy i u niej na pewno się sprawdzi. Wtedy dam Wam znać co ona powiedziała na temat tego spray'u. Ostatni plastikowy słoik to wosk do włosów z olejem z awokado. Wstawiłam go bo jest świetny. U mnie sprawdza się najlepiej zimą, bo przychodzi taki czas kiedy zakładamy swetry i włosy nam się elektryzują. Jak go nałożę, to problem mam z głowy.


Zdjęcia zrobiła Zosia Rzemek (7 lat), która prosiła bym to tutaj napisała.

Ostatnia informacja to dwa przykazania od Zuzi Rzemek:
1. Suchy szampon szkodzi włosom. Nie używajcie go częściej niż raz na tydzień. To sama chemia, nasze włosy go nie znoszą!
2. Nie używajcie szamponu regenerującego/nawilżającego codziennie! Maks. co dwa dni. W innym wypadku, może nawet wysuszać. Taki szampon jest bardzo ciężki. Zwróćcie uwagę na to, że na butelkach tych szamponów nigdy nie znajdziecie "do codziennego mycia". Jako drugi szampon wybierzcie np. coś co proponuję Wam ja: -szampon z apteczki babuni firmy Joanna
    - Pantene Aqua Light
    - Garnier Siła 5 roślin (zielony)
    - Timotei z różą z Jerycha (najlepiej z przezroczystą butelką)

A już niedługo o gumkach do włosów i szczotkach.

wtorek, 6 maja 2014

Twarz- czyli wszystko o mojej trądzikowej i odwodnionej cerze!

Jak w tytule wspomniałam mam trądzikową i odwodnioną cerę (bardzo, ale to bardzo odwodnioną). Z przykrością stwierdzam, że po nałożeniu make-up'u na twarz możecie gdzie nie gdzie zauważyć suche wióry. Trądzik natomiast mam od 10 roku życia i wydaje mi się, że jeśli chodzi o rodzaj trądziku pospolitego to wiem już o nim wszystko!

No to teraz konkrety! Można zauważyć, że jestem fanką Tołpy. Najtańsza nie jest, ale uważam, że biorąc pod uwagę jakość  produktów, to płacimy naprawdę odpowiednią cenę. Zero parabenów, peg-ów (które są rakotwórcze). Uważam na to co kupuję, bo nie chcę dodatkowo niszczyć swojej skóry.
Co robię każdego dnia krok po kroku:      
1) Po wstaniu myję twarz żelem firmy Lavera, której w Polsce nie dostaniecie (ale w Niemczech tak). Bardzo polecam tą firmę bo jest bio :) Jest to zwykły lekki żel do mycia twarzy. Wy możecie go zastąpić zwykłym mydełkiem dla dzieci Bambino czy innym, którego można stosować od pierwszych dni życia. Polecam też, żel normalizujący Tołpa z serii "dermo face sebio".
2)Przemywam twarz tonikiem (drugim od lewej). Kiedyś myślałam, że tonik to nie taka ważna sprawa. Bardzo się myliłam. Ważniejsza niż nam się zdaje. Tonizowanie twarzy, to wyrównanie ph po umyciu żelem. Nie można zapomnieć, że przy skórze z tendencją do błyszczenia się tonik (zastosowany przed nałożeniem makijażu) pozwala nam dłużej mieć matową cerę. 
3) Demakijaż (płynem 1 od lewej) po powrocie ze szkoły jest dla mnie najbardziej istotnym momentem. Zrobiłam już wiele eksperymentów na sobie samej i zapewniam Was, że żadne mydełko ani żel nie zmyje w 100% Waszego makijażu. Dopiero gdy zmyję go porządnie płynem micelarnym to mam pewność, że został usunięty w ok. 90%. Demakijaż to dla mnie również mycie skóry. Po powtórzeniu wszystkich powyższych kroków cera jest czysta w 100%.
4) Myję twarz mikrozłuszczającym żelem (3 od lewej). Jestem bardzo zadowolona z tego kosmetyku ze względu na to, że systematycznie i nieinwazyjnie zdziera martwy naskórek (jest u mnie on na potęgę we wszystkie pory roku oprócz lata). 
5) Tonizuję znów tym samym tonikiem.                                                                                                   

                                                                                                

6)Nakładam najczęściej maść z konopi, którą zakupiła moja mama w sklepie zielarskim za co bardzo jej dziękuję. Ta maść gwarantuje mi najlepsze nawilżenie bo moja twarz jest po prostu "odporna" na większość kremów. Nawet jak wysmaruję całą twarz olejem arganowym to nie uzyskam aż tak dobrego efektu. Punktowo nakładam żel z oczaru, który również posiadam ze sklepu zielarskiego.

Wszystkie powyższe kremy nie znalazły się tam przypadkowo. Rekomenduję je dlatego, że:
1. Olej arganowy- świetny do wszystkiego. Włosy go kochają, ale na noc na końcówki i nie za często. Skóra i twarz też :)  
2. Krem z Organique jest super. Kiedy używałam go przed każdym spaniem (kiedy jeszcze nie miałam tak suchej skóry jak w tym momencie) zauważyłam, że w ogóle nie powstają mi nowe -mówiąc wprost- krosty! Jest super, ale nie daje tak świetnego nawilżenia jak obiecuje firma. Przynajmniej nie u mnie!
3. Krem z Nivea jest pożyteczny. Dlaczego? Bo szybko się wchłania i ładnie nawilża. Ja go na noc nie używam, ale jak jestem w domu i nigdzie się nie wybieram to nakładam go bardzo często. Czasem nawet co 15 min. Wtedy widzę, że faktycznie jest lepiej nawilżona.

Moja skóra jest odwodniona dlatego, że trądzikowa. Ścisłe powiązanie między tą chorobą, a suchością wytłumaczyłam w poprzednim poście. Jeśli jeszcze nie czytaliście to przesuńcie gałkę myszy w dół, koniecznie!
Zachęcam do poczytania trochę teorii na stronie  http://tolpa.pl/porady/twarz/skora-nastolatek .    

A już niedługo post o moich ulubionych peelingach i maskach! :D